sobota, 16 kwietnia 2016

#5

- Nieźle się urządziliście - stwierdziłam.
Julian w tym czasie chodził po domu i rozmawiał z Aidenem na temat alkoholi. Skupiłam całą uwagę na usłyszeniu w jakiej odległości są ode mnie dziewczyny. Przeszłam przez wielki korytarz w kierunku schodów. Sam dom miał trzy piętra, ale ja zatrzymałam się na pierwszym. Przechadzając się przez kolejny labirynt korytarzy, przyglądałam się obrazom. Widziałam kilka osób w arystokratycznych strojach, jeden nawet przypominał mi Juliana. Ile on mógł mieć lat? W każdym razie, trzyma formę. Zatrzymałam się przed jednym, średniej wielkości obrazem. Byłam na nim ja. Moje włosy były upięte, lekko pofalowane, lecz opadały mi na ramiona. Ubrała byłam w zieloną długą suknie.
- Co jest do cholery... - szepnęłam.
Stałam jeszcze chwilę przed obrazem i poszłam w kierunku pokoju, w którym były dziewczyny. Zatrzymałam się przed drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Nie czekając na odpowiedź, weszłam do pokoju. Rose siedziała przy oknie z książką na kolanach, Lucy leżała do góry nogami na łóżku, a Aya podrzucała piłeczką siedząc na pufie, po drugiej stronie pokoju. Na mój widok pierwsza wstała Aya. Upuściła piłkę, podbiegła i przytuliła mnie. Byłam lekko zaskoczona, spodziewałam się, że dziewczyny się przestraszą. Po chwili również ją przytuliłam. Zaraz potem Lucy rzuciła się na nas i mocno wyściskała.
- Nie urwiesz mi głosy jeśli cię przytulę? - dobiegł mnie głos spod okna.
Dziewczyny wróciły na swoje miejsca, ale bacznie mnie obserwowały. Ruszyłam pewnym krokiem w stronę stojącej już Rose. Widziałam w jej oczach lekki strach. Natychmiast się w nią wtuliłam.
- Rose... - załamał mi się głos. - Ja-a... Przepraszam.
Poczułam jak po moim ramieniu spływają łzy. Ruszyło ją to co powiedziałam.
- Nie masz za co, przemyślałam to co się stało. Faktycznie, wieczność spędzona na pożywianiu się krwią nie jest szansą...
Uśmiechnęłam się słabo, odsunęłam się od niej i spojrzałam w oczy.
- To nie usprawiedliwiało mojego zachowania.
- Ale gniew spowodowany wampirzymi uczuciami, tak - w progu pojawił się Ethan. - Lucy, mogę cię na chwilę poprosić? - zapytał poważnie.
Wszystkie od razu spojrzałyśmy na przyjaciółkę, a raczej na tego buraka, który wciąż siedział na łóżku.
- J-jasne - odpowiedziała i wstała z łóżka.
Podeszła chwiejnym krokiem do Ethana i razem opuścili pokój.
Lucy P.O.V.
Wyszłam razem z Ethanem z pokoju. Już widzę mój powrót, kiedy dziewczyny będą pytać "Czego chciał Ethan?". Szczerze mówiąc, sama chciałabym wiedzieć. Chłopak prowadził nas przez kilka korytarzy. Zauważyłam, że jeden pokój ma wywieszoną tabliczkę "Art". Wielka szkoda, że do niego nie weszliśmy. Przeszliśmy przez kuchnie i w rekompensacie za pracownie artystyczną, wyszliśmy na ogród. Zaczęło się już ściemniać. Szliśmy przez kamienną ścieżkę między alejami różnych roślin, takich jak szkarłatne róże, lawendy, magnolie lub nawet kaliny koreańskie. Jednak zatrzymaliśmy się w alei z białymi różami. Obok jednej hodowli stała ławka, na której usiedliśmy. Ethan zerwał jedną różę szybkim ruchem i zaczął obracać nią w dłoni.
- Bałem się, Lucy - zaczął pewnie Ethan.
W przeciwieństwie do mnie, był bardzo bezpośredni i wiedział czego chciał. Serce zaczęło mi bić szybciej. Nie wiedziałam czego mogłam się po nim spodziewać.
- Czego się bałeś? - zapytałam cicho patrząc w ziemie.
- Bałem się o ciebie. Wtedy, gdy Mare rzuciła się na Rose. Równie dobrze to mogłaś być ty. Chłopaki... to znaczy Julian i Aiden, wszystko słyszeli przez ten ich wyostrzony zmysł słuchu. Ja nie wiedziałem co się dzieje i umierałem z  niepewności.
Nie do końca wiedziałam co powiedzieć. Bał się o mnie. Ethan Shaw bał się o mnie.
- Dlaczego?
- Dlaczego co? - powtórzył i zmarszczył brwi.
- Dlaczego się o mnie bałeś?
Ethan patrzył przez pewną chwilę na mnie. Wiedziałam o tym, mimo, że nadal patrzyłam w ziemię. Nagle przysunął się, ujął mnie delikatnie za brodę i pocałował. Wplotłam palce w jego włosy i odwzajemniłam jego pocałunek. Od dłuższego czasu tego chciałam i potrzebowałam.
- Wyjedź ze mną - powiedział między pojedynczymi pocałunkami.
W pierwszej chwili nie zrozumiałam co miał na myśli, ale później powoli się od niego odsunęłam.
- Wyjedź ze mną, Lucy - powtórzył. - Zostaw te dziewczyny. Poradzą sobie bez ciebie. A ja nauczę cię jak być wilkołakiem - ujął moją twarz w dłonie.
- Nie, nie, nie... Ethan, ty chyba czegoś nie rozumiesz. Nie zostawię dziewczyn, są dla mnie jak rodzina.
- To nie jest bezpieczny świat dla ciebie - syknął. - Nie wiesz ile potworów skrywa. Zadając się z nimi, przekonasz się na własnej skórze.
Przeszły mnie ciarki. Co jeśli ma racje? Ethan bardzo mi się podobał, a nasza paczka z super przyjaciółek, stała się dwoma wilkołakami, wampirem i człowiekiem z kompleksami. Nie... To były moje przyjaciółki. Moja rodzina.
- Zostaję z nimi - powiedziałam twardo.
 Ethan wstał. Był wyraźnie zdenerwowany moją odmową.
- Gdybyś jednak zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać.
Pobiegł w kierunku lasu z dużą prędkością, zrozumiałam, że w tym momencie się przemienia. Gdy się oddalał, zauważyłam jego wilczą postać. W pewnym sensie było mi go nawet żal, przyjaźni się z dwoma wampirami. Co w takim razie musi czuć Mare, będąc jedynym Pierwotnym wampirem. Spojrzałam na ławkę, a raczej na różę, która została po Ethanie. Wpatrywałam się w nią przez chwilę, po czym wstałam i poszłam w kierunku domu. Mimowolnie po policzkach zaczęły płynąć mi łzy.
*
- Ciekawe o czym rozmawiają? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
 - Daj spokój Mare - odpowiedziała mi Aya. - Ty możesz bzykać się z Julianem, a Lucy z Ethanem nie może?
- Nie bzykam się jeszcze z Julianem - warknęłam.
- Huhu, czyżbym usłyszała JESZCZE? - wtrąciła się Rose.
- A dajcie mi wy święty spokój.
- Przez następną wieczność raczej nie będziesz miała spokoju - dogryzała mi Rose.
- Jednak ty, prędzej czy później umrzesz - ewidentnie ją zgasiłam.
W tym momencie do pokoju wpadła rozpłakana Lucy. Szybko wstałam z miejsca i podeszłam do niej.
- Kicia, co się stało? - zapytałam zatroskana.
Lucy opowiedziała nam co się stało w ogrodzie z każdym, najdrobniejszym szczegółem. Warknęłam pod nosem i wybiegłam z pokoju. Biegłam między korytarzami w nadziei, że Ethan wrócił do domu. Nie pomyliłam się. Siedział na kanapie w salonie, popijając whisky. Stanęłam przed nim z rękami założonymi na siebie.
- Co to miało być? - zapytałam spokojnie.
W odpowiedzi Ethan wzruszył ramionami.
- Jeśli masz mi tu pierdolić kazania to możesz już sobie iść - stwierdził.
Usiadłam obok niego i niemal wyrwałam mu szklankę z dłoni. Upiłam łyka alkoholu.
- Skoro już pijecie, to niech piją wszyscy.
W pokoju zjawił się Julian
- Aiden już poszedł po dziewczyny i alkohol. Przyjdą tu, napijemy się i zagramy w prawdę lub wyzwanie, teraz, tak zwaną "butelkę".
- Bardzo dobrze wiesz, że jak za dużo wypije nie to nie jestem sobą - palnęłam.
- No to szykuje się niezła zabawa.
Julian objął mnie, rozsiadając się na kanapie. Zabrał mi szklankę z whisky i upił łyka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz