-
- Moglibyście zostawić nas same? - szepnęłam do Juliana, siedzącego tuż obok mnie.Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem, a ten w odpowiedzi kiwnął głową i razem z resztą chłopaków wyszedł. Siedziałyśmy w milczeniu. Rose nerwowo obgryzała paznokcie, a mnie coraz bardziej irytowała jej obecność. Nie chodziło o to, że nie chciałam, aby tu była, ale czułam się przy niej nieswojo. Cały czas słyszałam i czułam bicie jej tętnicy szyjnej oraz przepływ krwi. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Ayi.
- Kto by pomyślał. Wilkołaki, Pierwotny wampir i człowiek w jednym pokoju.
- Przestań nazywać nas rasami - warknęła Rose.
- Nawet się jeszcze nie przemieniłyście. Klątwa Półksiężyca aktywuje się przy morderstwie - mruknęłam.
- A może jesteś zazdrosna, co Rose? - zignorowała moją wypowiedź.
W pokoju panowała cisza. Po tym jak Rosalie odbiła chłopaka Ayi, nasza przyjaźń była wystawiona na próbę. Do tej pory Aya ma o to żal do Rose. Kiedyś w naszym kwadracie ja i Lucy oraz Aya i Rose przyjaźniłyśmy się bardziej niż z resztą. Po tym incydencie Aya szła bardziej w naszą stronę, a Lucy została odepchnięta. Coś mi mówi, że będzie też tak w tym przypadku.
- To nie fair, że wy dostałyście taką szanse od losu, a ja nie - krzyknęła w końcu.
- Szansa od losu? - powtórzyłam ironicznie. - Szansą od losu nazywasz pożywianie się krwią ludzi? To jest właśnie dla ciebie szansa? - zasypywałam ją pytaniami.
Wstałam i podeszłam do wciąż siedzącej Rose. A raczej nad-przyrodzenie szybko podbiegłam i znalazłam się obok niej. Gdy się zorientowała omal nie przewróciła się z fotela, jednak stanęła za nim. W każdym razie nie mogła równać się z moją prędkością.
- A żebyś wiedziała, posiadasz niezwykłe umiejętności i jesteś N I E Ś M I E R T E L N A.
- I kłócisz się z N I E Ś M I E R T E L N Y M, P I E R W O T N Y M wampirem? Jakże głupio z twojej strony.
Rose zamilkła. Dotychczas siedzące dziewczyny, stały już za mną.
- Nie rób niczego głupiego, Mare - szepnęła Lucy.
Poczułam jak moje oczy znów przybierają dziwną postać. Momentalnie rzuciłam się na Rose. Wszystkie emocje były silniejsze. Wszystko czułam bardziej. Jednak zamiast wyrwać serce Rose, byłam przyciskana do ściany i trzymana mocno za gardło. Nie czułam podłogi pod nogami. Złapałam za rękę Aidena i zaczęłam ją drapać. Chłopak nie reagował.
- Nie rób niczego głupiego, Mare - powtórzył.
Nie miałam zamiaru się go słuchać. Moim celem było pokazać Rose, czym tak naprawdę się stałam. Że bycie wampirem to nie tylko nieskończone życie. Kopnęłam Aidena w brzuch z taką siłą, aż znalazł się na końcu pokoju i leżał w tynku od ściany.
- Julian - usłyszałam obolały głos Aidena.
Jego brat natychmiast odwrócił się w moją stronę. Zauważyłam, że w ręku trzyma drewniany kołek - prawdopodobnie połamał krzesło. Od drugiej strony złapał mnie Ethan i ugryzł w szyję. Na początku poczułam przeraźliwy ból i odrętwienie. Jad wilkołaka. Nieszkodliwy dla Pierwotnych. Zignorowałam ból z nadzieją, że zaraz przejdzie. Zamachnęłam sie i uderzyłam Ethana z łokcia. Chłopak odskoczył i upadł na podłogę zwijając się z bólu. Kątem oka zobaczyłam przerażone spojrzenia Ayi i Lucy, które wyprowadzały Rose z pokoju. Nie chciałam dać za wygraną. Jednak przy mnie znalazł się Julian, który mocno przytrzymał mnie w pasie.
- Naprawdę nie chcę tego robić - szepnął smutny. - Ale nie dajesz mi wyboru.
Po tych słowach złapał mnie mocno za szyję i skręcił mi kark.
*
Nie spodziewałam się, że właśnie tak wygląda śmierć. Siedziałam w poczekalni lekarskiej. Obok mnie były trzy osoby. Kobieta i dwóch mężczyzn. Reszta krzesełek była pusta.
- Przepraszam, może mi ktoś powiedzieć, co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? - zapytałam.
Niższy mężczyzna wybuchnął śmiechem.
- Co jest w tym takiego zabawnego? - uniosłam pytająco brwi.
- Musisz mu wybaczyć - odrzekł drugi mężczyzna. - Umarł przez Złoty Strzał. Po śmierci ten efekt jeszcze się utrzymuje. Wracając do twojego pytania. Jesteśmy w twojej głowie.
- Co?
Mężczyzna nie odpowiedział, ponieważ drzwi gabinetu się otworzyły. Wyszła z nich bardzo niska Pani.
- Obiekt 99B2 zwany jako Erik Adven proszony do Dr. Owena.
Niższy mężczyzna poszedł za starszą panią, a drzwi gabinetu ponownie się zamknęły.
- Nie mamy czasu, zaraz się wybudzisz. Za każdym razem gdy umrzesz, pojawisz się w innym miejscu. Mogą być tam znajomi bądź nieznajomi tak jak my. Nie bierz do siebie tych snów. Nie żyjesz, ale się obudzisz.
Obraz wokół zaczął się powoli rozmazywać.
- Na nas czas - powiedziała kobieta dotychczas milcząca.
*
Obudziłam się na kolanach Juliana. Czułam jak bawi się moimi włosami.
- Wstawaj księżniczko.
Był już wieczór, a my siedzieliśmy na ławce w parku. Dopiero teraz dochodziło do mnie co się stało. Chciałam zabić swoją przyjaciółkę, tylko dlatego, że powiedziała coś co mi się nie podobało. Jak do cholery to się stało? Natychmiast się podniosłam.
- Boże, Julian co ja zrobiłam.
- Uspokój się, nic nie zrobiłaś - spojrzał błagalnym tonem. - Nie zadręczaj się. Jesteś świeżakiem, po przemianie minął zaledwie dzień. Nie możesz opanować wszystkich nawyków od tak.
Julian wstał i podszedł do mnie. Objął mnie w pasie i przytulił, ale to nie był czas na czułości. Odepchnęłam go delikatnie.
- Do cholery spójrz na mnie! - rozkazałam mu. - Wiesz czym jestem? Potworem - krzyknęłam głośniej niż poprzednio.
- Pozwól, że coś ci wytłumaczę, kochana. Pozwól, że się przejdziemy - podał mi dłoń.
Po chwili zrozumiałam o co mu chodzi. Muszę opanować moją złość. Nie dać się jej. Złapałam jego dłoń i poszliśmy przed siebie.
- Są dwa typy wampirów. Te, które zabijają dla zabawy, przyjemności i te, które cenią sobie ludzkie życie. Mimo, że jest późna pora, w tym parku na pewno ktoś będzie.
Julian szedł dalej i zamknął oczy. Wiedziałam co robił. Wytężał swój zmysł słuchu.
- Za dwa zakręty jest droga do Wesołego Miasteczka. Będę cię trenował, a trening zaczniemy dzisiaj. Nie będzie to nic wielkiego. Przejdziemy przez cały obszar, a ty nikogo nie zaatakujesz. Maksymalnie 10 minut, a w wampirzym tempie jakieś 3. Dasz radę 3 minuty nie myśleć o zatopieniu w kimś twoich kłów?
Kiwnęłam potakująco głową.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz